Przykuwająca uwagę lektura, która przybliża odległy czas naszego dzieciństwa i poszerza wiedzę na temat ubiegłego wieku. Autor powieści, wnuk głównego jej bohatera, z wielką dokładnością i czułością odtwarza historię dziadka - Urbaina Martiena zawartą w jego pamiętnikach. Mało tego. Podczas lektury nieocenionego daru, dociera do miejsc opisywanych przez niego, żeby w ten sposób dotknąć nieżyjącego i bardziej go zrozumieć. Teraz, gdy konfrontuje rzeczy zapamiętane gdy dziadek był jeszcze z nimi, z tym co pisał na ten temat, otwierają mu się oczy na wiele spraw, które mylnie interpretował.
Dzieciństwo dziadka było bardzo ciężkie, gdyż będąc członkiem wielodzietnej rodziny musiał od najmłodszych lat pracować i pomagać w jej utrzymaniu. Pracował w odlewni żeliwa, jednak cały czas marzył o malowaniu, które uprawiał jego ojciec Franciscus Martien. Pomagał mu w tym, na ile starczało czasu i pilnie podpatrywał jak on to robi. Po ciężkiej pracy w odlewni chodził na lekcje rysunku do wieczorowej szkoły.
To byli niezłomni ludzie zahartowani przez biedę w młodości. Nie obca im była proza życia i jego trudne realia. Odporni na krwawe nieraz przejawy rzeczywistości (np. wstrząsajacy opis fabryki żelatyny). Ale to wszystko było niczym w porównaniu z tym, co przeżyli biorąc udział w walkach podczas I wojny światowej.
I wojna światowa pokazała kruchość staroświeckich cnót walczącego żołnierza. Słaba jakość i ilość uzbrojenia, sposób i rodzaj prowadzenia wojny przez Niemców, wywróciły do góry nogami zasady walki zgodnie z wojskową moralnością. Honor, prawość, szacunek dla pokonanego – wszystko to poległo w piekle okopów, porozrywane przez nowoczesną broń, zduszone gazem musztardowym, porażone obrazem masowej rzezi bezbronnej ludności cywilnej. Można powiedzieć, że zatracono kawałek człowieczeństwa, a polityka odwetu i rozliczeń zadała cios humanizmowi. Były to rany dotkliwsze od obrażeń cielesnych, których trudno było uniknąć i prawdziwym cudem było, że uszedł cało.
Dalsze życie nie oszczędzało Urbaina. Zmarła jego ukochana Maria Emelia zarażona grypą hiszpańską, która pochłonęła więcej ofiar niż wojna.
Z poczucia obowiązku ożenił się z jej siostrą, ale to nie było już to. Malowanie było dla niego balsamem na rany i zatracaniem się w aurze iluzji. Zawsze marzył o malowaniu i ciszy, która temu towarzyszy.
Stefan Hertmans niewątpliwie odziedziczył wrażliwość dziadka i słowami namalował historię rodziny. Namalował ją przepięknymi farbami, którymi są wyrafinowane porównania i nowatorskie sformułowania. Tak rzeczywiście, można tę książkę postrzegać jako wspaniałe arcydzieło malarskie.
Barbara Tora DKK „Liberatorium” MBP w Jaśle
Książka dostępna w Wypożyczalni dla Dorosłych, Filii nr 2 i Filii nr 3.