O książce „Bornholm, Bornholm” Huberta Klimko-Dobrzanieckiego
Miałam pewną trudność śledzić losy dwóch bohaterów prowadzonych równolegle – jeden opis z użyciem narracji w pierwszej, a drugi w trzeciej osobie. Zdublowana numeracja rozdziałów ułatwiła mi sposób jak mam sobie poradzić z tym problemem.
Bohater pierwszego wątku snuje opowieść swojego życia przy łóżku sparaliżowanej matki, którą z wielu powodów nienawidzi. Dziecko jest częścią swojej matki i dlatego to, mimo jej niewątpliwych wad, jej nadopiekuńczości, toksycznej miłości ograniczającej go pod każdym względem, nie może przekreślić tego co było, co ich łączyło, i wiele, wiele jej wybaczy.
Druga historia, to historia życia w nieudanym związku małżeńskim, gdzie mąż jest spacyfikowany przez zaborczą żonę. Oboje z problemami seksualnymi jakie nieuchronnie pojawiają się w małżeństwie z chwilą osłabienia uczuć i rozczarowania do partnera. Mimo, że pozostają w związku są samotni i każdy pragnie walczyć o swoją godność i swoje miejsce w świecie.
Niezwykle trafnie dobrana jest okładka tej książki. Obraz chłopca, bezbronnego w swej nagości, sygnalizuje nam, że możemy się spodziewać treści obnażających ludzkie życie – życie bez upiększeń i tajemnic. Takie życie, niestety, jest udziałem wielu istnień ludzkich.
Myślę, że nasze dzieciństwo i nasze życie rodzinne jest taką swoistą wyspą Bornholm – „gdziekolwiek będziesz poza nią zawsze odbije się echem w twoim sercu”. Wracasz tam choćby wspomnieniami, mimo że wiążą się te wspomnienia z czymś najgorszym i poniżającym.
Barbara Tora
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Bornholm, Bornholm, Kraków, Wydawnictwo Znak, 2011.
Książka jest dostępna w Wypożyczalni dla Dorosłych.